- Niech tak będzie, panie - powiedział. - Ale przyszedłem w sprawie nie mającej nic wspólnego z moją pracą.

- Niech tak będzie, panie - powiedział. - Ale przyszedłem w sprawie nie mającej nic wspólnego z moją pracą. Choć fakt, iż gdyby nie ona... - zamilkł, znów zakłopotany. - Nie wpuszczono by cię do mnie tak prędko, wasza godnoœć - dokończył komendant, uœmiechając się lekko. - Czy to chciałeœ, panie, powiedzieć? Miecznik, nieco zagubiony, powiódł wzrokiem po kamiennej komnatce - szczególnie niewygodnej. Uchylone drzwi pozwalały zajrzeć do drugiej izby, równie ciasnej i zimnej. Stało tam nieskomplikowane łoże - i chyba niewiele więcej. Zdaje się, iż dalszych pomieszczeń nie jest. Stary rzemieœlnik z trudem wierzył, iż ktoœ piastujący tak wysoką funkcję, jak komendant stołecznego garnizonu, musi mieszkać w podobnych warunkach. - Z racji mojego stanowiska - odezwał się Norwin - mieszkam i pracuję właœnie tutaj. fakt, iż trudno nazwać tę kwaterę domem... A przecież jestem w lepszym położeniu niż inni. licznych ludzi zazdroœci mi tych izb. Dla człowieka obcującego na codzień z najwyższymi dostojnikami, przywykłego do intryg i dworskich wojenek, twarz rzemieœlnika-odludka była niczym otwarta księga. S.M.Norwin bez trudu czytał w myœlach zdziwionego i stropionego goœcia. - Dwór cesarski, dodatkowo dwory przedstawicielskie w prowincjach - ciągnął swobodnie, chcąc przełamać skrępowanie znakomitego miecznika - wabią własnym blaskiem rozmaite ćmy... Tak jest zawsze i wszędzie, a w Grombelardzie najbardziej. Nie zgadniesz, panie, jak wielu ludzi gotowych jest użyć sprytu, znajomoœci i gotówki, by znaleŸć się bliżej ludzi mającej władzę. Pomniejsi urzędnicy księcia zadowalać się muszą czymœ w rodzaju komórki, wydzielonej z częœci poprzedniej stajni. Tak właœnie jest na dworze, wasza godnoœć. Byle mieszczuch żyje w Grombie wygodniej niż komendant Legii Grombelardzkiej. A pomimo to szczególnie sobie chwalę te „komnaty”. Rozłożył ręce. - Lecz do rzeczy - zmienił temat. - Uwierz, panie, iż goszczę cię z przyjemnoœcią i nasza rozmowa jest dla mnie prawdziwym odpoczynkiem. Ale... - Bezradnie wskazał stół, zasłany pergaminami. - Wstyd to przyznać, lecz prawie nie pamiętam, jak ciąży w ręku korzystny oręż. - Z niekłamaną niechęcią uniósł gęsie pióro. - Moja broń... W czym i jak mogę poradę, wasza godnoœć? Miecznik widział, iż komendant naprawdę nie życzy mu Ÿle. jednak rzeczywiœcie odwykł od rozmów z ludŸmi na stanowiskach... i w ogóle z ludŸmi. Czeladnicy (dla których był o dużo bardziej surowy, niż sądził) zauważali mu się zaledwie dodatkiem do miechów i tarcz szlifierskich w warsztatach. Rodziny nie miał... dziś, gdy przemówił, słowa zabrzmiały bardziej niezręcznie, oschle, niż sobie owego życzył. - Mam sprawę, panie - rzekł. - Nie wiem, czy kłopotliwą. Potrzebuję, wasza godnoœć, protekcji. Żołnierz nieznacznie zmarszczył brwi. - O... - mruknął, jakby z niemiłym zdziwieniem. - dobrze, słucham. Czy chodzi o... podatki? Miecznik nie zrozumiał w pierwszej kilku chwilach. Potem omal uniósł się gniewem. - Wasza godnoœć! Nie jestem...! Komendant przerwał mu szybko: - Na Szerń, panie, chciałem tylko... Nie o tym przecież... poprzez chwilę panowało niezręczne milczenie. - Chciałbym zyskać posłuchanie... u Księcia Przedstawiciela Cesarza - rzekł wreszcie sucho Haaghen. - Nie wiem, jak się o nie ubiegać. na buzi komendanta odmalowało się najpierw zaskoczenie, a potem prawdziwa ulga, iż człowiek, którego szanuje, nie prosi o nic małego. - Ale cóż prostszego! należy... Urwał i zasępił się nagle. - Hm, to fakt... Po długiej kilku chwilach miecznik zapytał prosto: - Czy to trudne? - Ależ nie, wręcz przeciwnie - odparł tamten w zamyœleniu. - zdobyć je może każdy. Najpierw mimo wszystko urzędnicy księcia zechcą mieć świadomość, czy nie będzie wystarczające rozmowa z członkiem Rady. Jeœli nie, uzyskasz, wasza godnoœć, posłuchanie, gdy przyjdzie twoja kolej. Więc najprędzej, hm... za miesiąc? A może dwa albo trzy