dzielnica. Jej liczne spiryjskie wieże, zwieńczone gruszko

dzielnica. Jej liczne spiryjskie wieże, zwieńczone gruszkowatymi kopułami z mosiądzu, stały niczym dumni pośrednicy między szarymi lornijskimi iglicami na południu a białymi półkulami wieńczącymi wieże w północno-wschodniej dzielnicy imperialnej. chwilami daleko w dole Lazur dostrzegała ogród Bolide. Z owej poziomu wydawał się tylko niewielkim brązowym prostokątem. Zeszłego dekady Shannon przeprowadził się do apartamentu wychodzącego na ogród, ale trwające prace renowacjne spowodowały, iż ogród wypełniały sterty kamieni a także kupy ziemi. Wewnątrz klatki schodowej Lazur oglądała kafelki ścienne w kolorze indygo a także geometryczne mozaiki sufitu. jednak Shannon nie doceniał widoków obserwowanych poprzez Chowańca – zbyt pochłaniały go rozmyślania o tym, czy skutecznie zatarł swoje ślady. Wcześniej, udając analizy nad kilkoma gargulcami, użył zbliżonego do noża czaru w zamiarze wcięcia się w ich teksty wykonawcze. następnie wpisał w umysły konstruktów wspomnienia z rozmowy z nim trwającej do godziny pierwszej po południu. następnie czekało go zadanie urwania się strażnikom wysłanym poprzez Amadi, by go pilnowali. Miał nadzieję, iż głupcy nadal czekali, aż wyjdzie z wychodka w wieży Marfil. Nagle natknął się na wąski korytarz odchodzący w prawo. Gdy stanął, by odzyskać oddech, Lazur napisała uszczypliwe zdanie o wieku a także słabnących nogach. Shannon udał zmęczenie a także opuścił ramię tak szybko, iż papuga musiała z głośnym trzepotem skrzydeł wzbić się w powietrze, rzucając żartobliwe oskarżenia o zdradę. Gdy Lazur skontrolowała górę a także dół schodów, Shannon ruszył ciemnym korytarzem a także wspiął się po drabinie do małych metalowych drzwi. Zapisy konserwatorskie Starhaven od stuleci określały je jako zepsute: „Uszkodzony czar bębna zamka: nie do otwarcia”. Służby konserwatorskie nie widziały wymogi naprawiania drzwi – prowadziły do nieznaczącej półki dla gargulców wychodzącej na północną ścianę. Tak naprawdę drzwi a także podest za nimi stanowiły ściśle strzeżoną tajemnicę Synów Ejindu – frakcji politycznej, do której należał kiedyś Shannon. Lazur przekrzywiła skroń. Nie lubiła ciemnych, klaustrofobicznych miejsc. – dodatkowo chwilka, stara przyjaciółko – zwrócił się do niej, rzucając na zamek drzwi jarzącą się masę numenosowych haseł. Drzwi otwarły się z metalicznym zgrzytem. Shannon ostrożnie wyszedł na wąski podest a także rozejrzał się, podziwiając krajobraz. Z lewej strony rozciągały się potężne nadbrzeżne równiny. Przed nim aż po horyzont ciągnęły się zbocza Szczytów. Ich strome boki porastały gęste lasy górskie, upstrzone pomarańczowymi a także złotymi brzozowymi zagajnikami. Nawet z owej odległości dostrzegł pnie kilku martwych drzew. Przypomniały mu zwroty Deirdre o Cichej Śnieci a także drzewach umierających na całym kontynencie. Chłodny wiatr szarpnął szatą Shannona a także zmusił Lazur do zamachania skrzydłami, by zachowała równowagę. Podest wykonany był z wąskiej płyty ciemnego kamienia otoczonej murkiem z blankami. Na prawo od drzwi, wewnątrz niewielkiej kamiennej wnęki spał bezoki gargulec z twarzą nietoperza a także ciałem pulchnego maluszka. Shannon potrząsnął go za ramię. Czar obudził się z drgnięciem. – Mój tata nie ma uszu – wychrypiał. – ojciec nauczył mnie słuchać. Mój tata nie ma oczu, nauczył mnie widzieć. Mój tata pokryty okazuje się tkanką skórną. – Konstrukcie, twoim ojcem okazuje się księga czarów. – Shannon odpowiedział na zagadkę weryfikacyjną. – A moja mądrość zrodzona została z kodeksu nauk Ejindu. Nazywam się Agwu Shannon. Gargulec sięgnął pod nogi, do kamiennego zagłębienia, w którym leżały jego oczy z