– Amadi, rektor Montserrat osobiście obserwował Nikodemu

– Amadi, rektor Montserrat osobiście obserwował Nikodemusa czy też nic takiego nie zauważył. Nikodemus poczuł lód pełzający po kościach – na wpół podniecenie, na wpół obawa. Obserwował go rektor? Ale kiedy czy też jak? Magistra Okeke przez długą chwilę patrzyła na Shannona. – Chcę teraz zobaczyć keloid chłopca. Nikodemus dotknął loka swoich długich czarnych pasm. – Naprawdę nie ma takiej potrzeby, magistro. Blizny okazują się zniekształcone. i nie wiemy, czy urodziłem się z nimi, czy nie. Strażniczka tylko na niego popatrzyła. Nikodemus spojrzał na Shannona, ale wyraz twarzy jego mistrza był pusty niczym pokryte śniegiem pole. Z takiej strony nie dostanie żadnej pomocy. Utkwił wzrok w Deirdre. Uśmiechnęła się tylko własnym irytującym uśmieszkiem. Tak więc z coraz więcej zmrożonym sercem Nikodemus odwrócił się plecami do strażniczki, zebrał włosy na ramię czy też rozpoczął rozplątywać sznurki swojej szaty. Gdy rozwiązywał kołnierz u podstawy karku, jego palce natknęły się na keloid. Dotykał tych blizn już niezliczoną liczbę razy, końcami palców śledząc każdy ich centymetr. Raz ustawił nawet dwa arkusze wypolerowanego mosiądzu, by zobaczyć ich odbicie. w przeciwieństwie do dużej grupie blizn, bladych czy też płaskich, blizna typu keloidu wystawała na zewnątrz czy też była ciemna. Cera Nikodemusa dysponowała zdrowy, oliwkowy odcień, mimo wszystko blizny na jego karku połyskiwały na czarno czy też niebiesko, kojarząc się z kolonią wrastających w ciało pasożytniczych mięczaków. Każdego wieczoru poświęcał pora na pielęgnację pasm, dbając, by były dostatecznie długie czy też zakryły keloidy. Nie musiał ich pokazywać od niemal pięciu łat. Jego twarz płonęła czerwienią, gdy odsuwał kołnierz, odsłaniając kark czy też ramiona. – Bogini! – wykrzyknęła z przejęciem druidka. – Czy one bolą? – Nie, magistra – odpowiedział możliwie bezbarwnym głosem. Usłyszał, jak strażniczka do niego podchodzi. – Widzę w tych bliznach kształt Warkocza. – Warkocz, o którym mówiła przepowiednia, był runą we wspólnym języku nazywanym wulgata czy też składał się z dwóch pionowych linii połączonych wijącą się między nimi wężową kreską. sama z siebie runa Warkocz mogła oznaczać „porządkować” lub „łączyć”. Powierzchnia keloidu była pozbawiona czucia, ale Nikodemus wyczul nacisk palca magistry Okeke, przesuwającego po bliźnie w dół jego szyi. Odezwała się. – Druidko, czy Sokół z waszej przepowiedni ma nosić keloid w kształcie Warkocza? – Przewidziano, iż się z nim urodzi – odpowiedziała zapytana. – Istniało kilku fałszywych Sokołów, którzy stworzyli sobie taki keloid przez naznaczenie. i z tego, co rozumiem, nie wiemy, czy znak Nikodemusa okazuje się wrodzony. – jednakże, magistrowie, w jego środku okazuje się błąd – wtrącił się Nikodemus, z non stop czerwoną twarzą. – dziecko, nawet nie masz pojęcia, ile posiadasz racji – prychnęła magistra Okeke. Próbował nie drgnąć, gdy jej palec dotknął kleksa. Ta część blizny dysponowała kształt niedoskonale napisanej głoski „k”, którą dociśnięto na jej nóżki – kształt identyczny z runą Rozłączenie. Runa Rozłączenie mogła znaczyć „jak najdalej możliwe” albo „maksymalnie błędne”. W związku z tym Warkocz w kombinacji z Rozłączeniem mógł znaczyć „zdezorganizować w największym nasileniu”, albo „rozłączyć podstawowe składniki”. Deirdre zaklęła pod nosem: – Bridget, do diabła!